Pamiętam, jak za dzieciaka biegaliśmy po podwórku udając, że jesteśmy postaciami z różnych filmów - a to Power Rangers, a to księżniczką Xeną… Mój kolega zawsze, ale to zawsze podczas zabaw wcielał się w Skywalkera i wykrzykiwał kwestie z Gwiezdnych Wojen, wymachując plastikowym mieczem. To od niego nauczyłam się kilku klasycznych dialogów oraz imion postaci, jednak nie dane było mi obejrzeć tej kultowej serii aż do zeszłego roku, kiedy zbliżała się premiera Przebudzenia mocy.
Tytuł: Łotr 1. Gwiezdne Wojny
Tytuł oryginału: Rouge One. A star wars story
Reżyseria: Gareth Edwards
Jak to się stało, że dziecko lat dziewięćdziesiątych nie oglądało Gwiezdnych Wojen? Tego powiedzieć nie potrafię, ale z ogromnym zainteresowaniem przysiadłam do filmowego maratonu. Zaprosiliśmy kilkoro znajomych, którzy wychowywali się na książkach, filmach i animowanych serialach i którzy potrafili cytować kwestie równo z bohaterami. Doświadczenie było naprawdę ciekawe, jednak postanowiliśmy obejrzeć wszystkie sześć części za jednym zamachem (w końcu maraton, to maraton i nie można być miękkim), więc im bliżej końca, tym ciężej się było skupić. Mimo wszystko dopięłam swego i zapoznałam się ze wszystkimi epizodami. Stąd też recenzję tą przedstawiam oczami laika - osoby, która nie wychowywała się w kosmosie i nie prowadziła misji dyplomatycznych na odległych planetach, nie podkochiwała się w niejakim Skywalkerze i nie chciała być księżniczką Leią.
Łotr 1 daje nam wgląd w działania rebeliantów. Pokazuje, że w międzygalaktycznym konflikcie każdy może być bohaterem. Fabuła skupia się na losach młodej Jyn, córki sławnego Galena Erso, twórcy Gwiazdy Śmierci. Dziewczyna nie miała łatwego dzieciństwa. Bardzo wcześnie została odseparowana od rodziców, a niektórzy uznali ją za zmarłą. Dorastała w przeświadczeniu, że jej ukochany, genialny ojciec sprzymierzył się z ciemną stroną mocy.
Jyn ze względu na swoją wiedzę zaczyna współpracować z członkami Rebelii, a jej celem jest wykradnięcie planów Gwiazdy Śmierci i poznanie jej słabych punktów. Rebelianci pogrążeni są w prawdziwym chaosie i są bliscy porzucenia nadziei na jakiekolwiek zwycięstwo. W obliczu sił wroga zdają się być na straconej pozycji.
Nie wiem, jak ten film ocenią wieloletni fani Gwiezdnych Wojen, jednak mi naprawdę przypadł do gustu. Po pierwsze, bohaterowie dali się lubić, byli bardzo zróżnicowani, pochodzili z różnych kultur i planet, nie byli wszechmogący i najlepsi. Dla mnie było to ciekawe doświadczenie, ponieważ mogłam bliżej poznać różnorodność uniwersum. Po drugie - fabuła. Czy była przewidywalna? Zapewne tak, ponieważ wydarzenia te dzieją się pomiędzy kanonicznymi epizodami serii, a zatem skutek był nam wszystkim wiadomy. Pomimo tego do końca filmu z zainteresowaniem śledziłam losy bohaterów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz