Jeśli chodzi o kryminały i thrillery to przeczytałam ich tonę i
dwieście. Całe gimnazjum spędziłam na czytaniu o krwawych
zbrodniach i tajemniczych zagadkach, dlatego po dłuuugiej przerwie
(odkryłam fantastykę, przepraszam) z chęcią sięgnęłam po
kolejny kryminał i miałam nadzieję na mrożącą krew w żyłach,
zręcznie napisaną historię. Ale cóż, jeśli ktoś namiętnie
czytał Kinga czy Koontza to oczekuje flaków, gwałtownych zwrotów
akcji, szukania poszlak i przedziwnych motywów i portretów
psychologicznych. „Przez niego zginę” niczym specjalnym mnie nie
zaskoczyło.
Maggie Sparkes spotyka prawdziwy cios, gdy dowiaduje się, że jej
najlepsza przyjaciółka Celine popełniła samobójstwo. Przyjeżdża
więc do Nowego Jorku, aby spakować pamiątki po przyjaciółce i
opróżnić mieszkanie z antyków namiętnie przez nią
kolekcjonowanych. Podczas inspekcji mieszkania, Maggie umacnia się w
przekonaniu, że Celine nie mogła odebrać sobie życia, tylko
została zamordowana. Policja jej nie wierzy, uznając dowody za
niewystarczające i zamyka sprawę. Dziewczyna nie poddaje się i wynajmuje prywatnego detektywa,
by razem z nim odkryć prawdę o śmierci miłośniczki sztuki. Przy
okazji na jaw wychodzi wiele niewygodnych tajemnic i koniec końców
Maggie nie jest pewna, kim tak naprawdę jest dziewczyna, z którą przyjaźniła
się całe życie.
Podstawowym minusem było na pewno to, że od początku mamy
maksymalnie dwóch podejrzanych i tak zostaje do końca książki.
Myślę, że nie będzie to wielkim spoilerem, (a jeśli tak, to
SPOILER ALERT) gdy napiszę, że już po pierwszym zdaniu książki
wiemy, że Celine oczywiście nie popełniła samobójstwa, tylko
została zamordowana. Jak dla mnie takie prologi tylko psują całą
zabawę. Ponad to tak naprawdę nie polubiłam specjalnie żadnej
postaci (oprócz piszącej kryminały starszej pani) – mamy idealnego, przystojnego i bogatego mężczyznę,
który tak naprawdę mógłby się nazywać Christian Grey, a nie
Jace Everett. Mamy główną bohaterkę, która pcha się do łóżka
każdemu, kogo podejrzewa o bycie mordercą – nie wiem, co to za
nowy system obronny, ale panie, nie próbujcie tego w domu. Mamy też
– a może i nie mamy – naszą niedoszłą samobójczynię, której
autorka nie potrafiła nadać jednolitej osobliwości i czasem miałam
wrażenie, jakbym czytała o dwóch różnych osobach. Nie powiem,
żeby cała intryga też była jakaś górnolotna, chociaż ludzie
zabijają z głupszych i bardziej błahych powodów.
Z drugiej strony, gdy skończyłam czytać książkę i odłożyłam
ją na bok, to wcale nie pomyślałam, że była ona zła. Wręcz
przeciwnie, byłam ciekawa co się zdarzy mimo tego, że kilka rzeczy
przewidziałam dużo wcześniej. Ciekawy był też sposób narracji –
pierwszoosobowa, w czasie teraźniejszym. Na początku czytało się
dość dziwnie, ale szybko się przyzwyczaiłam. Spodobał mi się
też sam styl pisania autorki, nie były to toporne zdania i żałosne
dialogi, więc jakoś przeżyłam do końca historii i się tak
bardzo nie umęczyłam. Było po prostu przeciętnie. A jaka jest wasza opinia o tej książce?
PS Mojego przekręcania tytułów ciąg dalszy - „Przez ciebie zginę” i „Przez niego umrę”... Brawo ja! (O mojej tendencji do zapominania tytułów pisałam na wstępie TEJ recenzji)
PS Mojego przekręcania tytułów ciąg dalszy - „Przez ciebie zginę” i „Przez niego umrę”... Brawo ja! (O mojej tendencji do zapominania tytułów pisałam na wstępie TEJ recenzji)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz