Kiedy ktoś ma obsesję na twoim punkcie, a ty uważasz, że to słodkie.
Poszłam za ciosem i od razu po przeczytaniu „Fangirl” zabrałam się za „Załącznik”. Wydawało mi się, że skoro „Fangirl” nie była taka zła, a poza tym wszędzie widzę ostatnio nazwisko Rainbow Rowell i jej twórczość, która jest oceniana dość wysoko, to będzie to genialny pomysł. Opis na okładce brzmiał bardzo przyjemnie i mogłam założyć, że czas, który poświęcę na przebrnięcie przez trzysta stron powieści nie będzie czasem straconym. Czy miałam rację?

Muszę przyznać, że książkę czytałam głównie dla momentów z
Jennifer i Beth. Ich rozmowy były jeszcze jako tako zabawne, chociaż później stwierdziłam, że i nawet one nie są wystarczająco śmieszne. Wątki
dotyczące filozoficznych rozmyślań Lincolna o życiu podczas gry w
Dungeons&Dragons jakoś w ogóle mnie nie zainspirowały. Czasami przeskakiwałam całe akapity, ponieważ nie wnosiły one niczego nowego do fabuły. Ogólnie
patrząc na dotychczasowe życie Lincolna i jego relacje z ludźmi
spodziewamy się stereotypowego nerda, który nosi grube okulary, bo
wzrok zepsuł sobie grając na komputerze i czytając cudze mejle, a
tu niespodzianka! Linc jest Panem Słodkim i najwyraźniej wszystkie
baby z nim flirtują, ale on jest zbyt nieśmiały, by to zauważyć. Poza tym woli wzdychać do dziewczyny, która bezustannie plotkuje
ze swoją przyjaciółką, zamiast pracować. Tak się zastanawiałam, ponieważ Jennifer i Beth były według swoich gorliwych zapewnień najlepszymi przyjaciółkami, czy one w ogóle rozmawiały ze sobą w życiu prywatnym. Wyglądało na to, że o wszelkich życiowych zmianach, nieszczęściach i problemach wolały pisać, niż rozmawiać - ku uciesze Lincolna, który miał co czytać w długie noce.
Co więcej, jak już narzekam, to wspomnę o tym, że wątek nastoletniej miłości Lincolna był dla mnie po prostu żałosny. Gościu nie mógł przeżyć rozstania przez kilka dobrych lat. Jasne, kiedy kogoś się mocno kochało, to nie zapomina się o tej osobie nigdy, ale Sam potraktowała go w bardzo chamski sposób, natomiast facet najwyraźniej postanowił nie robić nic ze swoim życiem, mieszkać z mamą (nie ma w tym tak naprawdę nic złego, pozdrawiam wszystkie mamy) i codziennie rozmyślać na temat byłej dziewczyny. Oczywiście, usprawiedliwiłaby go głęboka depresja, czy inne problemy emocjonalne - to się zdarza. Ale gościu po prostu sprawiał wrażenie życiowej sieroty i nie wzbudził we mnie sympatii.
Jak przeczytałam opis
książki, to zdecydowanie spodziewałam się czegoś lepszego - lekkiego, zabawnego i słodkiego. Dowiedziałam się za to, jak to jest mieć obsesję oraz czy fajnie mieć stalkera. Niefajnie.