środa, 24 maja 2017

Recenzja ekranizacji: Serial „Ania, nie Anna” (2017)


Jedną z pierwszych serii po jaką sięgnęłam będąc jeszcze we wczesnych klasach podstawówki, była ta o przygodach Ani z Zielonego Wzgórza. Moja mama skompletowała pełny cykl ośmiu książek, które były czytane i wertowane przeze mnie tak często, że niemal wszystkie już dawno się rozleciały. Dlatego też byłam zachwycona, kiedy obejrzałam zwiastun nowego serialu na Netflix - Anne (lub też Anne with an E, Ania, nie Anna).




Tytuł: Ania, nie Anna (Anne with an E)
Sezon: 1
Liczba odcinków: 7
W rolach głównych:  Amybeth McNultyGeraldine JamesR.H. Thomson
Rok: 2017
Gatunek: Dramat
Sieć: Netflix, CBC




Nie umiem specjalnie pisać recenzji filmów czy seriali, dlatego nie oczekujcie, że doznacie objawienia po przeczytaniu tego posta. Niemniej jednak chciałam się podzielić swoimi wrażeniami, ponieważ jestem świeżo po finałowym odcinku serii i bardzo żałuję, że było ich tak mało.

Amybeth McNulty jako Ania i Dalila Bela w roli Diany

Zacznijmy może od obsady. Na pewno znaczna część fanów Ani oglądała różne ekranizacje powieści, między innymi film z 1985 roku w reżyserii Kevina Sullivana. Główną rolę zagrała w nim Megan Follows, którą dla wielu z was na pewno ciężko byłoby zastąpić. Jednak Amybeth McNulty skradła moje serce od pierwszej sceny w której się pojawiła i oficjalnie zdetronizowała Megan Follows. Dziewczyna jest ucieleśnieniem Ani z mojej wyobraźni. Sposób w jaki mówi, jak się porusza, gesty, mimika… Młoda McNulty naprawdę przeszła samą siebie, Nigdy nie widziałam jej ról w innych produkcjach, jednak po obejrzeniu serialu mogę stwierdzić, że jest doskonałą aktorką. Na początku jednak nie byłam przekonana co do aktorki, którą obsadzono w roli najlepszej przyjaciółki Ani, Diany (Dalila Bela), a także aktora grającego Gilberta (Lucas Jade Zumann). Moje odczucie nie dotyczyły gry aktorskiej, ponieważ oboje zagrali bardzo dobrze - po prostu nie pasowali oni do obrazu Diany i Gilberta, który stworzyłam sobie za dziecka w głowie. Szybko jednak przyzwyczaiłam się do ich twarzy i zrozumiałam, dlaczego zostali obsadzeni w serialu. Nie mogę też nie wspomnieć o Maryli i Mateuszu. Geraldine James i R.H. Thomson byli strzałem w dziesiątkę.

Lucas Jade Zumann jako Gilbert Blythe

Jeżeli chodzi o samą fabułę, scenarzyści trzymali się pierwszej książki dość szczegółowo, jednak wiadomo, że dodali trochę od siebie, aby ubarwić historię. Czego mi brakowało, to na pewno więcej scen z Anią i jej przyjaciółmi poza szkołą, ponieważ mieli oni wiele cudownych i niebezpiecznych pomysłów. Brakowało mi chociażby słynnej sceny z pogrzebem nad wodą, kiedy to Ania zostaje ułożona w łódce, obsypana kwiatami i wypchnięta na jezioro. Jak zapewne pamiętacie, łódka zaczęła przeciekać, a Ani na ratunek ruszył Gilbert (nie jestem jednak pewna, w której części książki pojawiła się ta scena, dlatego być może będzie w kolejnym sezonie. Niemniej chodzi mi właśnie o takie sielskie sceny). Ogólnie żałuję, że nie pociągnęli trochę inaczej wątku z Gilbertem i Anią. Nie ujawniając za wiele, w książce Gilbert był trochę większym podpuszczaczem niż w serialu i uwielbiał ciągać Anię za warkocze. ;)

Geraldine James i R.H. Thomson jako Maryla i Mateusz
W serial zostały też wplecione wątki feministyczne, które nie są aż tak uwypuklone w książce. Często była mowa o tym, że życiowym celem dziewczynki nie musi być wyjście za mąż i gotowanie obiadów. Każda kobieta ma prawo wybrać, co chce robić w życiu, a jak wiemy Ania chciała spełniać swoje pasje. Dostajemy też na przykład wątek z Anią, która przeżywa swoją pierwszą miesiączkę i oficjalnie staje się kobietą. Myślę, że takie uwspółcześnienie fabuły na pewno pomoże młodym dziewczynkom oglądającym serial na oswojenie się z pewnymi tematami. Niemniej jestem pewna, że nie każdemu się takie wstawki spodobają, ponieważ nie było to coś, o czym mówiono głośno w tamtych czasach.



Nie mogę też nie wspomnieć o przepięknych ujęciach. Tak jak już pisałam, nie jestem profesjonalistką w tej kwestii, jednak surowość niektórych scen naprawdę mnie urzekła i cieszyła oko. Wydaje mi się, że ta produkcja bardziej realistycznie i dokładniej ukazuje życie w dziewiętnastowiecznej Kanadzie niż jej słodkie i lukrowe poprzedniczki.



Marzę o produkcji, która by się ściśle trzymała książek, jednak wiem, że z ekranizacjami nigdy nie jest to możliwe. Poza tym ciekawie jest zobaczyć nowe wątki, widziane z innej perspektywy. Akurat ten serial nie odbiega na szczęście tak bardzo od książek Lucy Maud Montgomery, dlatego uważam, że Netflix i CBC naprawdę spełnili moje oczekiwania i myślę, że wielu się ze mną zgodzi. Sezon drugi nie został jeszcze oficjalnie potwierdzony, jednak jestem całkowicie pewna, że serial zostanie wznowiony. Niestety, czego również jestem pewna to to, że będziemy na niego czekali do wiosny 2018 roku.

Kadr z pięknego Intro serialu

 
Kadry z pięknego Intro serialu


Zdecydowanie muszę przeczytać ponownie całą serię.


A wy, czytaliście kiedyś książki L.M. Montgomery? Która ekranizacja jest waszą ulubioną? I czy zapoznaliście się już z serialem Ania, nie Anna?



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz