Pierwszy raz udostępniłam tę recenzję zaraz po wydaniu angielskiej wersji Imperium Burz we wrześniu 2016, jednak postanowiłam opublikować ją ponownie ze względu na polską premierę. Z Maas spotkałam się wiosną zeszłego roku i od tamtej pory przeczytałam wszystkie jej książki z obu serii, ponieważ uwielbiam jej umiejętność wpływania na emocje i pisania patetycznych, ale łapiących za serce zdań. Imperium Burz to piąty i przedostatni tom cyklu Szklany Tron.
Aelin Ashryver Galathynius jest w dużej kropce. Powrót do Terrasen
wygląda zupełnie inaczej, niż go sobie wyobrażała. Lord Darrow
nie jest pod wrażeniem królowej Aelin Ogniste Serce, więc póki co powrót
na tron nie wchodzi w grę. Erawan nie poczynił jeszcze
żadnego ruchu, co jest co najmniej niepokojące. Przy boku królowej
brak silnych sprzymierzeńców. Zagadki królowej Eleny zdają
się nie mieć odpowiedzi. Poza tym uszu Aelin dochodzą
przerażające wieści o ataku klanu Blackbeak na Rifthold, którego
celem jest porwanie Doriana, zastraszenie mieszkańców i przejęcie
miasta. Ciotka Maeve, potężna i przebiegła, snuje kolejne
intrygi i zawiązuje potężne sojusze. Aelin jest zmuszona
wyruszyć w podróż, by zdobyć sprzymierzeńców wspierających
jej przedsięwzięcie i chętnych oddać życie za lepszą
przyszłość. W międzyczasie Elide, która znalazła oparcie w
Lorcanie, stara się odnaleźć swoją królową, Aedion ma okazję
poznać pewną ważną dla niego osobę, a Manon... Cóż, Manon w
końcu pokazuje, że nie jest tak kompletnie bez serca. Dodatkowo w
pakiecie dostajemy kilka interesujących romansów.
Naprawdę ciężko opisać mi o czym jest ten tom bez wyjawiana
szczegółów. Mamy jeden zwrot akcji za drugim, wiele rzeczy
najpierw się komplikuje, żeby potem się wyjaśnić, tak aby na
końcu wszystko szlag trafił! Naprawdę ciężko było mi się
oderwać od lektury, ponieważ tempo akcji było bardzo podkręcone.
Szczerze mówiąc, bardziej niż recenzję chciałabym napisać post,
w którym będę mogła wymienić dziesięć momentów, podczas
których musiałam odłożyć książkę, żeby wziąć głęboki
oddech i ochłonąć. Pomimo tego, że znalazłoby się kilka
rzeczy do ponarzekania, uważam, że Maas jak zwykle nie zawiodła,
bo dała nam historię, podczas której człowiek się nie nudzi –
i nawet jeśli czasem spodziewa się, co się wydarzy, to i tak
dzięki plastycznemu językowi autorki i umiejętności wpływania
na emocje, ma się ochotę krzyczeć z oburzenia i płakać ze
smutku.
Mam jednak pewne zastrzeżenia co do bohaterów – zdawało mi się, że byli oni „out of character”; nie przypominali siebie samych z pierwszych tomów cyklu. Poza tym pewne elementy fabuły za bardzo przypominały mi drugą część Dworu Cierni i Róż tej samej autorki. Wiem, że na Goodreads wiele osób również to zauważyło i dlatego nie mieli takiej hojnej opinii o książce jak ja, niemniej jednak każdy autor ma jakieś słabości i mankamenty.
Mam jednak pewne zastrzeżenia co do bohaterów – zdawało mi się, że byli oni „out of character”; nie przypominali siebie samych z pierwszych tomów cyklu. Poza tym pewne elementy fabuły za bardzo przypominały mi drugą część Dworu Cierni i Róż tej samej autorki. Wiem, że na Goodreads wiele osób również to zauważyło i dlatego nie mieli takiej hojnej opinii o książce jak ja, niemniej jednak każdy autor ma jakieś słabości i mankamenty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz