sobota, 6 sierpnia 2016

Trzy serie książek, których nigdy nie skończyłam.





Darzę miłością ogromną wszelkie trylogie i serie. Kiedy skończę czytać jakąś książkę i wiem, że jeszcze czekają mnie 4 tomy wspaniałej uczty, fangirlingu i emocji, to aż zacieram z radości ręce. Jednak przyznam się, że zdarzyło mi się porzucić, ewentualnie zawiesić, czytanie pewnych serii. I choć zazwyczaj zaciskam zęby i czytam do końca - I am not a quiter! - to ostatnimi czasy coraz częściej zdarza mi się po prostu zamknąć książkę, odłożyć ją na półkę i wcale nie zastanawiać się „co by było gdyby...” i „ciekawe, co się zdarzy w 7 tomie”. 


Oto moja lista:



Dotyk Julii” Taher Mafi

Nie możesz mnie dotknąć – szepczę. Kłamię – oto, czego mu nie mówię. Możesz mnie dotknąć – oto, czego nigdy nie powiem. Proszę, dotknij mnie – oto, co chcę powiedzieć”.

Naprawdę nie wiem dlaczego nie mogłam skończyć tej książki. Początek zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie, byłam ciekawa Julii i jej historii, poza tym styl pisania autorki bardzo przypadł mi do gustu – urywane zdania i chaotyczne myśli Julii miały swój klimat. Jednak w połowie książki poczułam nagłą niechęć do historii i straciłam zainteresowanie.
Jeśli chodzi o książki, to uwielbiam każdy gatunek, jednak mam jedną zasadę – związek przyczynowo-skutkowy musi mieć sens, inaczej zamiast skupiać się na samej fabule, denerwuję się okropnie na bohaterów i ich nagłe zmiany. Chodzi mi o pewien realizm postaci – jeśli autor przez pięćdziesiąt stron wmawia nam, że mąż naszej bohaterki jest najgorszy na świecie i nasza heroina pragnie udusić go poduszką, to proszę nie wmawiajcie mi, że wszystko się odmieni ze strony na stronę, z akapitu na akapit, bo bae powiedział, że się zmieni i przyniósł bukiet polnych kwiatów, w związku z czym nasza bohaterka ma wewnętrzną odmianę, oczyszczenie z odrodzeniem i po trzech akapitach jest już innym człowiekiem, a fabułę z pierwszej połowy książki idzie o kant potłuc! Nie chcę wyjaśniać w szczegółach, co takiego zwróciło moją uwagę w „Dotyku Julii”, jednak pewna scena sprawiła, że po prostu zamknęłam książkę i już do niej nie wróciłam.

PS Ale okładki są cudowne.



„Dary Anioła” Cassandry Clare


Dotąd się zastanawiam, dlaczego to sobie zrobiłam. Pierwszą książkę z serii przeczytałam jeszcze w gimnazjum i nie byłam pewna, co o niej myśleć. Pomysł był nawet ciekawy, jednak sposób pisania nie przypadł mi do gustu. (Później pomyślałam, że chyba mam po prostu jakąś niechęć to urban fantasy, a do YA urban fantasy już w ogóle – obecnie wiele książek z tego gatunku jest pisana na zasadzie: weźmy grupę nastolatków, ajfony, problemy w szkole, miecze, Wielką Tajemnicę, trochę magii i płomienny romans i wydajmy książkę!). Jednak nie poddałam się i sięgnęłam po kolejne części, tym razem w oryginale i było jeszcze gorzej. Nie zrozumcie mnie źle, wiem, że jest w Internetach wielu fanów tej serii i nie uważam, żeby była ona jakaś tragiczna, jednak patrząc na styl pisania pani Cassandry, skręcało mnie w środku i odbierało całą chęć do czytania. W rezultacie, po skończeniu trzeciego tomu serii, już nigdy do niej nie wróciłam i od tej pory śpi mi się trochę lepiej.
A czy ktoś z was próbował oglądać serial? Zastanawiam się, czy już go anulowano, czy dano mu jeszcze jedną szansę?




„Pieśń lodu i ognia” George R. R. Martin


Tutaj nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Książki z serii trafiają idealnie w moje gusta, klimaty i ilość stron, jednak utknęłam na pierwszym tomie i za nic nie mogę się ruszyć. Jednak wiem, że w końcu mnie natchnie, a wtedy migusiem przelecę przez wszystkie tomy. Podejrzewam, że zniechęcił mnie boom na Grę o Tron, jednak zawsze mówię wszem i wobec, że jestem fanką książek Martina, a co. Kiedyś przecież je skończę!


A wy? Przyznajcie się, co znajduje się na waszej liście?