czwartek, 14 grudnia 2017

Recenzja: „Dwór skrzydeł i zguby” Sarah J. Maas


Minęło już trochę czasu odkąd przeczytałam Dwór cierni i róż oraz Dwór mgieł i furii, dlatego postanowiłam sobie odświeżyć dwa pierwsze tomy cyklu, zanim sięgnęłam po najnowszy. Nie powiem, bo z pewną obawą zerkałam na grubaśny Dwór skrzydeł i zguby, zastanawiając się, czy ta część skończy się tak, jak Sarah J. Maas lubi najbardziej - z przytupem. Czy właśnie tak było?

Akcja Dworu skrzydeł i zguby rozpoczyna się tuż po ostatnich wydarzeniach z Dworu mgieł i furii. Feyra dobrowolnie powraca na Dwór Wiosny, starając się przekonać Tamlina i Luciena o swojej niewinności, twierdząc, że za jej zniknięciem stoi Rhysand, dla którego manipulacja umysłem to chleb powszedni. Dziewczyna próbuje zebrać jak najwięcej informacji, które mogłyby być pożyteczne dla Dworu Nocy, przy okazji wykorzystując wszystkie swoje zdolności, by zniszczyć dwór byłego narzeczonego od wewnątrz. Tymczasem Rhys wraz z rodziną szuka sposobu, by zdobyć silnych sojuszników i zyskać przewagę w zbliżającej się wojnie z królem Hybernii. Niestety, aby to osiągnąć, Feyra, Rhys i ich przyjaciele muszą zdradzić wiele tajemnic i zdobyć się na duże poświęcenie.

Powiem szczerze, że spodziewałam się czegoś więcej. Tak, wiem. Pewnie już zamykasz kartę z moim blogiem, ale nic na to nie poradzę. Od początku uważałam Dwory za słabsze dzieło Maas. Zdecydowanie bardziej do gustu przypadł mi Szklany Tron. Dwór skrzydeł i zguby nie był zły, po prostu specjalnie mnie nie wciągnął. Początek naprawdę mi się podobał i mocno kibicowałam naszej bohaterce, kiedy rozdzierała Dwór Wiosny od środka. Jednak później moja ekscytacja nieco opadła. Dużo gadania, obmyślania i planowania, mniej wciskającej w fotel akcji, pomimo że było od groma różnych wątków i problemów do rozwiązania. Nie wiem, może nie był to najlepszy moment na czytanie fantasy, ponieważ zazwyczaj bardzo lubię książki Maas.

Irytowało mnie przede wszystkim zachowanie rodziny Rhysa. Kasjan, Azriel i Mor są nieśmiertelnymi i potężnymi istotami, które bez przerwy wywalają na siebie języki i kłócą jak banda małych dzieci. Jedynym rozsądnym głosem wśród tej całej zgrai jest mój mały promyczek szczęścia i radości, czyli Amrena. Jako jedna z nielicznych nie sprawiała wrażenia nastolatki z burzą hormonów. No i nie zapominajmy o Neście, Królowej Lodu, która jest jedną z moich ulubionych postaci w tej książce!

Jak już jesteśmy przy ulubionych postaciach, to bardzo ciekawy wydał mi się Rzeźbiący w Kościach. Z chęcią dowiedziałabym się trochę więcej o jego pochodzeniu i możliwościach, ale niestety Maas pozostawiła nas z samymi ogólnikami. Być może w kolejnych powieściach, osadzonych w tym uniwersum, dowiemy się trochę więcej o świecie z którego pochodził. 



Jak tak sobie narzekam, to muszę przyznać, że do szewskiej pasji doprowadzała mnie ta męska zaborczość, która jest obecna chyba w każdej książce Maas. Faceci bez przerwy warczą, kiedy ktoś chociażby spojrzy na ich ukochaną (czy ktoś może policzyć, ile razy słowo „warknął” występuje w powieści? Ile razy były obnażane zęby? Błagam!). Ba, zdaje się, że wszyscy mężczyźni upodobali sobie Feyrę i byli gotowi rozszarpać każdego, kto nawet pomyślał sobie o niej coś niestosownego. Pod pewnym względem to rozumiem, była dla nich jak rodzina, chcieli ją bronić, jednak miałam wrażenie, że przypominali sobie o tym w sytuacjach w których powinni siedzieć cicho, bo tylko szkodzili sobie i wszystkim na około. Więcej narzekać niestety nie mogę, bo nie chcę wyjawiać zbyt wielu szczegółów, ale wiem że wątek ten był obszernie dyskutowany.

Oczywiście, jak już zaznaczyłam na samym początku, powieść nie była tragiczna. Miło spędziłam z nią czas na wyjeździe i cieszę się, że nie jestem w tyle i wiem co się dzieje. Sarah J. Maas stworzyła dobrze rozbudowany świat, który zdaje się być mocno ugruntowany na osi czasu. Znamy trochę historii, mamy wgląd w to, co się działo kilka stuleci wcześniej i co doprowadziło do obecnej sytuacji politycznej, skąd ta nienawiść i podziały. Nie ma nic gorszego niż świat fantasy, który sprawia wrażenie jak gdyby po prostu pojawił się jednej nocy! 

Który z tomów cyklu polubiliście najbardziej? I którzy bohaterowie są waszymi ulubionymi? Zapraszam do dyskusji!




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz