czwartek, 21 grudnia 2017

Ranking 2017: Książki, które mnie zawiodły


Mam wrażenie, że mój czytelniczy rok 2017 był trochę nijaki. Przeczytałam znośną ilość książek i większość z nich była po prostu okej lub dobra. Początkowo tworząc ten post, chciałam napisać o najgorszych książkach tego roku, jednak nie było ich na tyle dużo. Stwierdziłam jednak, że całkiem sporo było takich, które bardzo mnie zawiodły. Patrząc na ten cały „hype” i zażartą promocję, spodziewałam się perełki, a dostałam wielkie MEH!


Ranking dotyczy książek przeczytanych przeze mnie w roku 2017, większość z nich została wydana wcześniej.

Gotowi? Zaczynamy!

 „Kochając pana Danielsa” Brittainy C. Cherry

Zacznę może z tak zwanej grubej rury, bo od książki, którą wybrałam jaką najgorszą ze wszystkich przeczytanych w tym roku. Przedstawiam: „Kochając pana Danielsa” Brittainy C. Cherry.
Zacznę od tego, że książka ta była tak mdła i nudna, że oprócz tego niewiele więcej pamiętam. Zazwyczaj nie czytam romansów, chociaż lubię gdy wątki romantyczne występują w powieściach. Ale żeby tak wyjść ze strefy komfortu i nie czytać w kółko fantasy i kryminałów, postanowiłam w maju, że przeczytam sobie jakieś lekkie love story. Wybrałam „Kochając pana Danielsa”, bo na wielu portalach miała całkiem przyzwoitą ocenę. Boy, oh boy, jakiż to był błąd! Nie wiem nawet dlaczego skończyłam ją czytać - mogłam sobie oszczędzić cierpienia. Na początku chciałam nawet napisać recenzję i zaczęłam robić nawet notatki, ale gdzieś tak w połowie powieści stwierdziłam, że nie będę się tak krzywdzić. Cherry chyba tworzyła tę historię na zasadzie: Wrzuć do koszyczka tragedie wszelakie, jakie mogą się przydarzyć młodym ludziom, a następnie wylosuj po trzy dla każdego bohatera: „śmierć mamy”, „śmierć taty”, „śmierć siostry”, „śmierć przyjaciela”, „morderstwo”, „samobójstwo”, „narkotyki”, „beznadziejni rodzice”„brak sensu w życiu” itd. Bohaterzy naprawdę wyczerpali dwukrotnie pulę nieszczęść przypadającą na jedną młodą osobę . Dodatkowo wszystko było płytkie i pozbawione jakiś głębszych emocji. Tylko ”prawdziwa” miłość jaśniała pełnym blaskiem... Za jasnym.





„Dwór skrzydeł i zguby” Sarah J. Maas

Książka, która najbardziej mnie zawiodła to „Dwór skrzydeł i zguby” Sarah J. Maas. Nie ukrywam, że cykl o Dworach nie należy do moich ulubionych serii - po przeczytaniu pierwszego tomu nie mogłam uwierzyć, że wyszedł on spod pióra Maas. Drugi tom skończył się obiecująco i miałam nadzieję, że seria zostanie zakończona jakoś sensownie. Niestety, jak pisałam w mojej ostatniej recenzji, ACOWAR był po prostu słaby. Cały czas trwałam w oczekiwaniu, aż coś ekscytującego się wydarzy, aż w końcu dotarłam do ostatniej strony. Maas zamiast na fabule skupiła się na przekonywaniu wszystkich, że Rhys jest najlepszym kochankiem na świecie, a Feyra jest taka cudowna, że wszyscy się o nią zabijają. Wydaje mi się, że im Maas jest popularniejsza, tym niestety słabsze są jej książki. Pierwsze tomy Szklanego Tomu były bardzo dobre, jednak im dalej w las...





Wymieniłam już najgorszą książkę i książkę, która mnie okrutnie zawiodła, więc teraz czas na kilka pozycji, które były po prostu MEH!

„Szeptem” Becca Fitzpatrick 

Nie wiem co mnie podkusiło, żeby sięgnąć po tę książkę podczas mojej cotygodniowej wycieczki do biblioteki. Jedyne co wiedziałam o tej serii to to, że jest typowo młodzieżowa i że jest to fantasy. Miałam ochotę na coś lekkiego, przyjemnego i prostego na piątkowy wieczór. Jakiś czas temu popełniłam posta o tym, dlaczego nie spodobała mi się ta książka. Nigdy go nie opublikowałam, ale pozwólcie, że tutaj wkleję jego treść.

Trzy fragmenty książki przez które nie polubiłam  „Szeptem” (z małymi spoilerami raczej nieistotnymi dla fabuły)

Pierwszego tak zwanego „fejspalma” zaliczyłam dość szybko, bo około 20 strony. Zadaniem domowym naszej rezolutnej Nory jest zrobienie mini-wywiadu ze swoim partnerem z biologii, tajemniczym Patchem. Patch nie był szczególnie zainteresowany odpowiadaniem na osobiste pytania, które zadawała mu dziewczyna, więc kiedy zadzwonił dzwonek oznajmiający koniec lekcji, Nora zostaje z tak naprawdę pustą kartką. Wieczorem dzwoni do chłopaka i pyta, czy może mu zadać arcyważne pytania, bo zaliczenie tego zadania to sprawa życia i śmierci. Chłopak odmawia, bo jest w jakimś pubie/salonie gier oddalonym o 30 minut jazdy, jest zajęty, bawi się ze znajomymi i ogólnie nie ma dla niej czasu. Co robi Nora?
Wsiada do samochodu.
Jedzie około 30 minut do pubu (jest około 22)
Informuje ochroniarza, że ona nie płaci za wejście, bo „ja tylko na chwilę, zadanie domowe muszę odrobić”.
Przerywa chłopakowi grę w bilarda.
Magluje go pytaniami o jego religię i czy i jak często pali papierosy.
Oburza się, gdy Patch zaczyna flirtować.
Oznajmia mu, że go nie lubi i po raz piąty pójdzie poprosić nauczyciela o zmianę partnera.
Nie wiem co miała na celu autorka. Jaka nastolatka byłaby tak bardzo sfiksowana na punkcie zadania domowego, że późnym wieczorem jechałaby pół godziny do pubu, by wypytać chłopaka o jego edukację i wierzenia? Nora zadała mu zaledwie trzy pytania i nie dostała w sumie żadnej sensownej odpowiedzi. Nie mogła tego zrobić na przerwie? I skoro to zadanie było tak ważne, to dlaczego później już do tego nie wracamy? Szczerze mówiąc podczas czytania czułam się niezręcznie, bo sama czułabym się bardzo głupio w takiej sytuacji.  Cała ta sytuacja mogłaby zostać wycięta i nikt niczego by nie stracił, tak dużo to wniosło do historii.

Ogólnie z opisu wszystkich dookoła, Nora to inteligentna i ogarnięta dziewczyna. Niestety, jej zachowanie w ogóle na to nie wskazuje. Przyjrzyjmy się kolejnej sytuacji, która ostatecznie mnie dobiła.
Nora znajduje się w Portland. Przyjechała tu autobusem, by bawić się w detektywa. Dowiaduje się, że jej przyjaciółka jest niedaleko na dzikiej imprezie z dwoma podejrzanymi chłopakami, więc bardzo się o nią martwi. Postanawia po nią iść, jednak dobrze nie zna miasta, a wtedy w telefonach nie było jeszcze Google Maps. Litościwy kierowca autobusu pokazuje jej którędy ma iść, jednak ostrzega, że okolica nie jest bezpieczna, szczególnie po zmierzchu..
Niewzruszona Nora rusza przed siebie.
Niewzruszona Nora pyta podejrzaną kobietę o drogę.
Podejrzana kobieta mówi, że pokaże jej gdzie jest ulica, której szuka, jeśli Niewzruszona Nora odda jej płaszcz.
Dziewczyna śmieje jej się w twarz i idzie dalej we wskazanym przez kierowcę kierunku.
Żartowałam.
Nora oddaje płaszcz, chociaż jej szkoda, bo taki ładny i prezent na święta..
Kobieta zakłada cieplutki płaszczyk i mówi, że jeśli Nora chce krótszą drogę to ma jej oddać czapeczkę.
Nie krzyczy, nie grozi, po prostu informuje.
Nora oddaje czapeczkę.
Dowiaduje się, że ulica której szuka jest dosłownie pięć sekund dalej.
i Nora tak idzie bez płaszczyka i czapeczki.
Myśli sobie, hmmm a może tak napiszę mojej przyjaciółce, że zaraz będę.
Ojej.
Telefon został w płaszczyku…
… peszek.

I dochodzimy do trzeciej sytuacji, która dosłownie sprawiła, że krzywiłam się z zażenowania. Nora i jej przyjacióła Vee uzgadniają, że muszą dowiedzieć się czegoś więcej o Patchu, a wiadomo, że najlepszą kopalnią wiedzy są współpracownicy.
Patch pracuje w knajpie, ale wtorki ma wolne.
Dziewczyny obmyślają wspaniały plan i udają się do restauracji.
Na miejscu okazuje się, że Vee zaprosiła kogoś jeszcze, bo przecież to zupełnie nie przeszkadza w ich planie.
W trakcie rozmowy Nora informuje, że musi do toalety. Vee podaje jej wypchaną reklamówkę i informuje zdziwionego kolegę, że to tylko śmieci do wyrzucenia.
Nora w łazience przebiera się w miniówkę i obcasy, a na głowę zakłada perukę Hannah Montany.
Kieruje się do baru, by tam wyflirtować odpowiedzi od współpracownika Patcha. Kładzie przed sobą kartkę z pytaniami typu: Czy Patch…, informuje barmana, że to tylko lista zakupów a ona nie jest reporterką, po czym mówi, że jednak jest (szkolna gazetka), ale dzisiaj oczywiście ma wolne, a tak w ogóle to pewnie tu pracuje wiele ludzi z jej szkoły, a może chłopak o imieniu Patch też? A czy pracował w zeszłą niedzielę i czy ona może zobaczyć jego podanie o pracę?
Po pierwsze, wcale to nie brzmi jakby wypytywała o Patcha, no co ty. Po drugie po co ta cała farsa z peruką i szpilkami skoro ANI RAZU nie spróbowała flirtować, nawet się do gościa nie uśmiechnęła, tylko od razu z grubej rury pyta czy Patch jest kryminalistą…
Na koniec Nora pyta o najważniejsze - CZY PATCH MA DZIEWCZYNĘ?!
Dowiaduje się, że może sama go zapytać.
Bo przecież Patch dzisiaj jest w pracy.
I żadna tego nie sprawdziła, bo przecież wtorki ma zawsze wolne!
Nora biegnie do toalety, gdzie oczywiście za chwilę podąża za nią Patch.
Widzi kartkę z durnymi pytaniami, bo Nora nie była w stanie ich zapamiętać.
Ja zamykam książkę z zażenowania.
Kolega siedzący przy stole z Vee oczywiście nie zauważył, że przez ostatnie 15 minut Nora siedziała w peruce przy barze i maglowała barmana.
Patch się tylko cieszy, bo to przecież urocze.
Marta płacze.



Seria „Czerwona Królowa” Victoria Aveyard


    




Cudowne okładki niestety nie sprawiają, że fabuła jest fantastyczna. Seria ta to dość mocne meh!, ale z innego powodu niż chociażby „Szeptem”. Aveyard miała jakiś pomysł, próbowała stworzyć własny świat i to widać. Niestety, seria ta po prostu niczym się nie wyróżnia. Z czasem też wątki fabularne zostają zepchnięte na drugi plan, a najważniejszy staje się miłosny trójkąt. Pierwszy tom był jeszcze całkiem znośny, natomiast drugi to kompletna nuda. Nic się nie dzieje. Szukałam punktu kulminacyjnego aż do ostatniej strony. Autorka chciała zrobić z Mare drugiego Kosogłosa, ale coś nie wyszło. Mój problem z tą serią jest taki, że mogłaby być o wiele lepsza, gdyby autorka bardziej skupiła się na kreowaniu postaci i świata, a mniej na rozmyślaniach Mare na temat zakochanych w niej braciach. Tak jak mówiłam, wątki miłosne są fajne, ale kiedy chce się popełnić fantasy, wypadałoby, żeby wykreowany świat miał ręce i nogi. Seria „Czerwona Królowa” była gorliwie promowana, przez co moje oczekiwania były dość duże. Dlatego się zawiodłam, chociaż całemu cyklowi dałam trójeczkę, między innymi za styl pisania, ponieważ nawet mi się podobał .I za Mavena, chociaż wiem, że nie mam się co łudzić.



Było jeszcze kilka książek, które nie zrobiły na mnie wielkiego wrażenia lub które bardzo mnie zawiodły, choć myślałam, że będą fantastyczne, jak np. trylogia „Dotyk Julii”. Mam jednak wrażenie, że rok 2018 będzie ciekawszym rokiem czytelniczym, ponieważ mam ambitniejsze plany, co do wyboru lektur. 

A jakie książki was zawiodły w tym roku? I jaka była najgorsza przeczytana przez was książka? Zapraszam do dyskusji!






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz