czwartek, 10 sierpnia 2017

Recenzja: Victoria Aveyard „Szklany Miecz” (Czerwona Królowa #2)

Źródło

„Czerwona Królowa” nie należy do moich faworytów i kiedy skończyłam czytać pierwszy tom, byłam niemal pewna, że nie sięgnę po następne części. Jednak historia siedziała mi w głowie i dwa miesiące później postanowiłam jednak, że sięgnę po ten „Szklany Miecz” i dowiem się, co dalej.


Starałam się unikać spoilerów, jednak wiadomo, że dla osoby, która ma jeszcze przed sobą pierwszy tom, zawsze się jakieś znajdą. 

Widzę cię taką, jaką możesz się stać. Nie błyskawicą, ale burzą. Nawałnicą, która pochłonie cały świat.”
Ucieczka Mare Barrow i księcia Tyberiasza Calore odbiła się głośnym echem zarówno w świecie Czerwonych, jak i Srebrnych. Cala okrzyknięto zdrajcą i mordercą, a Mare - jego przebiegłą Czerwoną pomocnicą. Król Maven dopilnował, by każdy w Norcie znał twarze zdrajców, którzy dokonali zamachu stanu
Tymczasem Mare wpada z deszczu pod rynnę. W pałacu była marionetką królewskiej pary, teraz wykorzystywana jest jako symbol rebelii. Dziewczyna stara się odnaleźć w całym tym chaosie, a swą misję rozpoczyna od zarządzenia poszukiwań Nowej Krwi, czyli osób z listy Juliana, które są podobne do niej samej - mają czerwoną krew, ale umiejętności Srebrnych. Żywi nadzieję, że uda się ich wyszkolić, by stanęli do walki z potworem, jakim jest Maven. Prawdziwe problemy zaczynają się również dla Cala. Srebrny wyklęty książę nagle znajduje się pomiędzy buntowniczymi członkami Czerwonej Gwardii, których jeszcze niedawno obiecał zniszczyć. 

Czy Mare odkryje pochodzenie swoich umiejętności?  Czy naprawdę jest więcej takich jak ona? I czy Cal w opowie się za jedną ze stron?

Niestety było tak, jak się obawiałam. „Szklany Miecz”, jak to zwykle bywa z drugimi tomami serii, wypada znacznie bladziej niż „Czerwona Królowa”. Przede wszystkim Mare irytowała mnie niemiłosiernie. Aveyard próbowała ją wykreować na twardą sztukę, trochę zagubioną, ale nie bojącą się konfrontacji dziewczynę. Niestety, moim zdaniem Mare była niesamowicie zarozumiała. W najmniej spodziewanych momentach potrafiła rozmyślać o tym, jaka jest wspaniała i że wszyscy jej przyjaciele i członkowie rodziny żyją tylko dzięki niej. Nie zapomnę, co myślała na temat Kilorna - poczciwego Kilorna, który za tę wredną hydrę oddałby życie. „Jestem najpotężniejszą bronią (...)”. Oczywiście, pewna doza dumy i pewności siebie jest wskazana, ale sam fakt, że się strzela z rąk błyskawicą niczym Spider-Man pajęczyną jeszcze o niczym nie świadczy. Mare miała również wkurzający zwyczaj lania każdego - przyjaciół, braci, a nawet książąt - po żebrach i zasadzania mu pięścią w splot słoneczny, jeżeli odważył się z nią nie zgodzić. 
Po drugie, większa część książki przypominała mi questy z gry RPG. Bazę mamy w superluksusowym odrzutowcu, a z niej robimy wypady kolejno do różnych części Norty, by werbować sojuszników. Po każdej misji następuje awans i uzyskujemy wyższy level. Na końcu czeka nas bitwa z bossem. 

Nawet jeśli jestem mieczem, to nie zostałam zrobiona ze stali, ale ze szkła, i czuję, że powoli zaczynam pękać.”

Victorii Aveyard nie można jednak odmówić całkiem dobrego stylu pisania. Pomimo elementów, które mnie naprawdę denerwowały, autorka potrafi sklecać całkiem przyjemne zdania, pełne patosu i wzbudzające wiele emocji. Myślę, że właśnie temu można  przypisać spory sukces serii. Może coś się tu czy tam coś nie klei, ale jak to okrasimy zgrabnymi słówkami, to w sumie chce się czytać dalej. 

Ja w każdym razie będę. Ale tylko dla Mavena. 


CZERWONA KRÓLOWA

CZERWONA KRÓLOWA | SZKLANY MIECZ | KRÓLEWSKA KLATKA | TBA









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz