poniedziałek, 8 sierpnia 2016

Recenzja i analiza: "Pojedynek" Marie Rutkoski




Dzisiaj skupimy się na książce o której wszyscy mówią, a którą dopiero teraz miałam okazję przeczytać. Mowa tutaj o pierwszym tomie cyklu „Niezwyciężona” autorstwa Marie Rutkoski, czyli „Pojedynku”. Angielski tytuł serii – Winner's curse, czyli przekleństwo zwycięzcy – ma dla mnie większy sens, ponieważ ma ścisły związek z tematyką książek. Sama autorka napisała, że „osoba wygrywająca aukcję, jednocześnie przegrywa, bo płaci za swoją wygraną więcej niż w ocenie większości oceniających wart jest jej zakup”. Poza tym w tekście również występuje to określenie.  






 Historia skupia się na losach nastoletniej Kestrel, Valeriance, córce sławnego generała, która żyje na podbitych ziemiach Herrenu. Kestrel nie jest na szczęście typową Mary Sue, piękną, doskonałą i wszechstronnie utalentowaną heroiną. Dziewczynie bardzo zależy na uznaniu surowego i zasadniczego ojca i walczy o jego miłość. Generał namawia ją na wstąpienie do wojska, chociaż dziewczyna nie ma smykałki do walki. Kestrel natomiast jest wybitnym strategiem, co udowadnia nam w książce na każdym kroku. Pokazuje, że aby wygrać walkę wcale nie trzeba być najszybszym, czy najsilniejszym. Wystarczy odrobina sprytu i dobry plan.


„Pozbierała myśli i użyła ich jak sztonów w grze.”


Pewnego dnia Kestrel trafia na targ niewolników, gdzie prowadzona impulsem kupuje młodego herreńskiego niewolnika za zawrotnie wysoką cenę. Od tej pory jej życie się zmienia; nie raz musi dokonać decyzji, które mają negatywny wpływ na jej reputację. Niewolnik Arin i Kestrel zaczynają spędzać ze sobą coraz więcej czasu i nawiązuje się między nimi przyjaźń, chociaż oboje wiedzą, że związek pomiędzy arystokratką a niewolnikiem jest niedozwolony. Poza tym Arin skrywa pewną tajemnicę, która w końcu prowadzi do tragicznych wydarzeń i zmusza Kestrel do walki o życie.

Książka ma na pewno wiele plusów. Przede wszystkim język – jest to coś, na co od razu zwracam uwagę i kiedy coś mi nie pasuje, bardzo trudno skupić mi się na samej historii. Poza tym postacie nie są mdłe i płytkie, ale każda z nich ma swój odrębny charakter i cechy charakterystyczne. Wspominam o tym, bo ostatnimi czasy naprawdę ciężko znaleźć książkę, gdzie główne postacie naprawdę myślą i żyją, a nie są powycinane z kartonu i wrzucone w wir wydarzeń.


„Zawsze grała do końca”


Minusem jest tempo historii. Miałam wrażenie, że minęły wieki zanim zdarzyło się coś ciekawego, po to by zaraz znowu przejść do codziennej rutyny Kestrel. Poza tym czasami miałam wrażenie, że jedynym zajęciem w życiu dziewczyny były spotkania z Arinem, a pomiędzy randkami cały czas grała na pianinie bądź siedziała                                                                                                         w swoim pokoju.

Podsumowując, autorka wykreowała naprawdę ciekawe postacie z własną, oryginalną historią; poznaliśmy też trochę zwyczajów i tradycji obu narodów. Głowna bohaterka to całkiem twarda sztuka, nie jest memłą i potrafi podejmować trudne decyzje, które czasem mają wpływ na życie wielu ludzi. Jednak tempo akcji potrafi czasem na chwilę uśpić, co ma duże przełożenie na moją całościową ocenę książki – gdyby akcja trochę bardziej wbijała w fotel, na pewno ocena byłaby dużo wyższa. Ale myślę, że książka zasłużyła na solidną trójkę z plusem.

ANALIZA
A teraz czas na spojlery! Jeśli nie czytaliście książki i nie chcecie zepsuć sobie niespodzianki – omińcie tę część. Jeśli jednak tak jak ja macie kilka uwag, zażaleń i zastrzeżeń – zapraszam do dyskusji!

Czytając książkę na pewno też łapiecie się na tym, że niektóre wątki są dość naciągane, a czasem bezsensowne. Na szczęście w tej książce nie było zbyt wiele momentów podczas których popukałam się w głowę, jednak zapisałam sobie kilka sytuacji, które uznałam za nieprzemyślane. Sami oceńcie, czy macie podobną opinię.

1. Cheat i Arin wesoło dyskutują o swoich mrocznych planach w obecności Kestrel.
Wiem, że informacje zasłyszane podczas rozmowy przydały się naszej gwieździe i dzięki temu mogła wpaść na super plan ukradnięcia łajby i popłynięcia do stolicy, no ale proszę. Arina jeszcze rozumiem, kochał Kestrel, chciał pokazać, że jej ufa – chociaż jaki to dowód miłości, jeśli rozmawiasz przy swojej kobiecie o planach wymordowania jej narodu? – no ale Cheat? Wydawał mi się rozsądniejszy... I jeszcze chciał usłyszeć jej zdanie. Można to sobie tłumaczyć na różne sposoby. Może nie widzieli w niej zagrożenia, bo nie sądzili, że ucieknie, poza tym nic z tym nie mogła zrobić, ale mimo wszystko nie podobał mi się sam fakt, że przywódca omawia tak ważne rzeczy w obecności jeńca. Chyba bym już bardziej uwierzyła w fakt, że Kes jakimś cudem podsłuchała rozmowę, a potem sprytnie zmanipulowała Arina.

2. Leczenie Jess i innych obecnych na balu, a także kwestia jeńców.

Okej, więc trochę nie mogłam pojąć po jakie licho doprawiają wino trucizną, na którą rzekomo nie ma lekarstwa, po czym tych którzy przeżyją kładą w jakimś odizolowanym pokoju i patrzą jak umierają. Logika podpowiada, że tych, których nie zabiła trucizna, dobijamy. W innym wypadku po co ten cały cyrk. Lubię Jess i fajnie, że przeżyła, ale to się kupy nie trzyma. Szczególnie, że Arin wspominał Kestrel, że oszczędzą tylko dzieci. Po tym fakcie Cheat powiedział Arinowi, że nie biorą jeńców, bo to nie ma sensu, przy czym wielu z tych jeńców siedzi w więzieniu. Potem Arin idzie na polecenie Cheata do więzienia, żeby sprawdzić stan pojmanych; wielu jest zabitych, ale nie wszyscy... No to bierzecie jeńców, czy nie? Zabijacie wszystkich czy tylko tych, co wam się widzi? No i oczywiście cała ta akcja po to, żeby Cheat się dobrał do Kes... Przecież mógł to zrobić, jak Arin będzie w mieście, nie raz wyjeżdżał na dłużej, każdy inny czas byłby lepszy... Jak dla mnie ten wątek za bardzo sobie zaprzeczał.

3. A dlaczegóż panna nie szyje?

Kestrel siedzi zamknięta w komnatach we dworze Arina. Zabrano jej wszystko, co mogło służyć za broń, a nawet niektóre meble, żeby nie mogła uciec. Po czym nasz książę zauważa, że dziewczynie odpadł guzik. I o co pyta? Dlaczego sobie nie go nie doszyła. No hola. Kestrel jest wysoko urodzona, więc wątpię, żeby chodziła z pourywanymi guzikami na co dzień. Poza tym nie pamiętam, czy nie dostała nowych sukni, czy przywieziono jej stare – nieważne. Nic nie wskazywało na to, że zagubiony guzik to dawna sprawa. Znaczy - urwał się niedawno. Skąd Kestrel miała wziąć igłę? Chłopak bał się, że dziewczyna powiesi się na legginsach, a igłę by zostawił?

4. Planowana spontaniczna ucieczka.

Kestrel od dawna wiedziała, że w końcu ucieknie pomimo swoich uczuć do Arina. Wiedziała, że jak nastąpi dogodna, to musi być gotowa. Dlaczego nie zrobiła zapasów? Przecież karmili ją codziennie, nie mogła co jakiś czas wziąć bułki czy ciastka „na później, jak jej cukier spadnie”? To samo z wodą... Chyba nie byłoby to podejrzane, gdyby chciała mieć wodę do picia w pokoju. Obstawiam, że jakieś menażki czy inne licho mieli. Podróż miała trwać około 2-4 dni, nie trzeba było brać dużo, żeby nie umrzeć, a jakoś dotrwać. A później płacz, bo umierasz z pragnienia na morzu...


To wszystkie moje uwagi. Pomijając te kilka nieścisłości, książka naprawdę była ciekawa i warta przeczytania. Piszcie w komentarzach czy również zwróciliście uwagę na te sytuacje!


2 komentarze:

  1. Książka zdecydowanie nie dla mnie. Trudny język i to wolne tempo historii to jedne z tak naprawdę niewielu rzeczy, które odpychają mnie w czytaniu książki.
    Na twoim blogu jestem pierwszy raz i muszę Ci powiedzieć, że naprawdę świetnie piszesz i masz rewelacyjną nazwę bloga haha.
    http://maasonpl.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, dzięki, niestety wszelkie tajemnicze, urocze i zachęcające nazwy były zajęte. ;)Tak, to wolne tempo dobijało... Dziękuję za komentarz!

      Usuń